Droga do Kalamaty
 
 
Wyruszamy zaraz po sniadaniu. Przebieg trasy przedstawia mapka obok. Poczatkowo lokalnymi drogami dobijamy do autostrady. 

Z ciekawostek

  • na drogach pojawia sie spora ilosc pikapow (od najstarszych modeli nawet z lat 60-tych). Przy czym tu sa to naprawde uzytkowe auta (Wiekszośc ma skrzynie przystosowana do przewozu towarów jak i zwierzat a w Atenach widziałem nawet taki zabudowany skrzynią z krat w dwóch poziomach z czego na górnym ktos spal w poscieli ). Dotyczy to rowniez samochodów nowych, jednak w wiekszosci sa to staruszki mocno poobijane, co dobrze świadczy o ich trwalosci, jeszcze jeżdzą  
  • przejeżdzajac przez miejscowosci spotykamy salony samochodowe - od razu pojawiaja wszystkie dostepne marki obok siebie. Do tego komisy z autami ,koparkami, dzwigami, traktorami...

Wyświetl większa mapę

Plan zaklada ominięcie Aten zeby nie nadkladać drogi. Z autostrady zjezdzamy w okolicach miasta Thiva. UWAGA - przejazd jest dosyć trudny. Nam pomogła nawigacja ale oznaczenie drogowskazami jest fatalne. Droga, ktora jedziemy jest waska i kreta. W wiekszości bez mozliwości wyprzedzania (zakrety i podwójna ciagła) ale Grecy radza sobie. Nie dziwi więc ilosć przydroznych kapliczek przy takiej jeździe.

Na obiadek zatrzymujemy się w przydroznym barze. Pomimo tego, że jest 40 st. obsługa ubrana jest w fartuchy zalozone na T-sherty. Ufff. Lokal w którym sie zatrzymalismy posiadał ogromny grill weglowy, na którym piekły sie jednocześnie duże ilosci miesa - to dla klientów na wynos. Ponieważ Menu bylo dla nas zagadką poprosilismy o mozliwośc wyboru tego co widzielismy w kuchni.

To co nam się spodobalo to papierowe obrusy (spotykalismy sie z nimi wszędzie, poza Atenami) zimna woda i chleb, na start. Potem grillowane mieso, grecka sałatka i... koniec menu. UWAGA - nigdzie poza Kalambaką nie bylo mozliwosci zamówienia do posiłku soku. Nawet przewodnik National Geographic zawierajacy uproszczony słownik nie podał takiego wyrazu do posługiwania się w restauracji.

Na autostrade wracami w okolicach miasteczka Mandra. Z okien zobaczyc mozna Pireus i morze gdyż droga przebiega wybrzeżem. Z niecierpliwoscia wypatrujemy kanału. I jest! Zjerzdzamy na pobliski parking. Oczywiście upał jak jasna ... Przez Kanał Koryncki przerzucony jest też most dostepny dla ruchu lokalnego, z chodnikiem dla pieszych. Spacerkiem przechodzimy podziwiajac strome sciany wykute w skałach. Wypatrujemy statku, ktorego zobaczenie jest podobno dobrym znakiem w podrózy i... jest! 

W miedzyczasie wydzwania do nas sympatyczny Grek od ktorego wynajmujemy dom. Umawiamy sie na przyjazd.

Wg mapy autostrada prowadzi do samej Kalamaty. Nie jest to prawda. Kończy sie w okolicach Tripoli, by potem biec zwykła, lokalna trasą. UWAGA - czasami widać pozostałosci jakiejs autostrady, która wyglada na opuszczona i zniszczona (w wyniku trzęsień ziemi, pożarów ?). Do Kalamaty przybywamy okolo 18.00. jesteśmy umówieni na spotkanie z właścicielem domu pod hotelem FILOKSENIA (duży i trudno go przeoczyć). Dziwimy sie dlaczego nie podał po prostu adresu. I wszystko jasne - tu nie ma na domach nr. Sa nazwy ulic, nawet w alfabecie łacińskim, numerów nie. Nasz dom znajduje się w Verga Messinias (link). Tam tez sie udajemy
 
 
 
 


poprzednia strona
powrót do wprowadzenia