Półwysep MANI

Mani leży na środkowym z trzech palców - półwyspów wysuwajacych sie w morze z masywu Peloponezu. Sam jego czubek, przyladek Matapan, zwany też Akra Tenaro - jest najbardziej na południe wysunietym punktem Grecji kontynentalnej. Tu wlaśnie znajduje się według legendy wejscie do Hadesu. Ale nawet bez takich skojarzeń, wkraczajac na teren Mani, rozumiemy, że jest to miejsce szczególne. Im bardziej na południe tym krajobraz staje sie bardziej surowy i dziki, a domy przybieraja kształt kamiennych wież, symbolu wojowniczej przeszłosci regionu. (za GRECJA Przewodnik National Geographic)

KAMBOS

Nasza pierwsza wyprawę na na półwysep kierujemy do Kardamili. Tak sie sklada jednak, że droga ta meczaca jest bardzo. Tak więc nasza podróż kończy się w małym miatsteczku Kambos, połozonym wśród wyschnietych wzgórz, gdzieś w połowie drogi. Sama miejscowosc nie jest duża, do przejscia piechotą w 10 min (sprawdzilem ;). 

Naszym celem jest Tawerna. Wybór padł na mały, tradycyjny lokal, w którym na start, jak zwykle serwuja nam zimną wodę i chleb a to wsztsko na papierowych obrusach. Mila pani włascicielka, menu ma wypisane kredą na tablicy. Niestety, odreczny grecki jest jeszcze bardziej niezrozumiały niz zwykle. Miła pani jest na to przygotowana - ma kartke wydrukowana z internetu z angielskimi nazwami potraw. Moja ciekawość wzbudza ryba w menu - RYBA!. Proszę, żeby pani POKAZAŁA w kuchni te codfishe (w Kalambace jako rybki przyjechały krewetki ).I wszystko jasne - codfish to jak sama nazwa mówi ryba dla kota  - male sardyneczki, które najlepiej prezentowałyby się w puszcze. Tak wiec ryba odpada. Decyzja zapadla SUWLAKI to SUWLAKI. Zamawiamy. Niestety miła właścicielka ciagle dopytuje się ile - nooo po jednym! Niemogąc wyjasnic nam swoich watpliwosci - przynosi nam takiego suwlaczka i... one sa małe! Ja takie wciagne najmarniej czery.

Obiadek smakowal wysmienicie i nie był drogi. Był to najbardziej sympatyczne wspominany posilek podczas całego naszego wyjazdu. 

Zwiedzamy jeszcze miasteczko. Sklep, kawiarnia wszystko otwarte ale nikogo nie ma, nawet obsługi. Jednak gdy wchodzimy, pojawiaja sie wlasciciele, odpoczywajacy zapewne gdzieś w cieniu.









KARDAMILI

Druga wyprawa na Mani rozpoczynamy z ambitnym postanowieniem dojechania najdalej jak sie da. Pierwszy przystanek Kardamili. Jak zwykle szukamy cienia dla aut. Znalazlem nawet fajne miejsce pod wysokimi drzewami ale... szybko musiałem uciekać - w górze, na gałęziach siedzialo cale stado ptaków, które ćwiczyły celnosc swoich kuprów na karoseri mojego Terka 

Po zaparkowaniu miłe to miasteczko postanawiamy poznać przede wszystkim od ... strony kulinarnej (dziwnym trafem, gdzie tylko pojedziemy, musimy zaraz coś zjeść ). W restauracyjce z widokiem na morze zamawiamy różne specjały, w tym nie spotykane gdzie indziej dania z FASOLI! Niestety fasolka okazuje się dziełem zakupionym w sklepie, w dziale z puszkami. 
 
 


W przewodniku National Geographic jest mowa o tym, że na dziedzińcu tutejszego koscioła znajduje sie grób brytyjskiego pisarza i podróznika Bruce`a Chatwina. Oszedłem oba tutejsze kościoły i chyba pot zabardzo zalewał mi oczy bo daj Bóg - nigdzie go nie znałazłem

Jeszcze mały spacerek do tutejszej "starówki". Po raz pierwszy na półwyspie widze domy wiezowe. Byly to obronne domostwa, wykorzystywane do walk klanowych. Im wyzsze tym lepiej ale o tym dalej...

Domy tutaj tworza rodzaj obronnej twierdzy. Wysokie wieze ustawione jak baszty w zamku połaczone murami, maja w swoim obrebie kosciółek i inne niezbedne budynki. Przy każdym tabliczka z informacją a przy wejsciu kasa. Kasier mial sjeste wiec zwiedzanie bylo "za gratis".

Poniżej zdjecia:






Kardamili to również mnóstwo sklepikow z pamiatkami. Koszulki, ceramika, produkty regionalne takie jak miód, przyprawy, wina, uzo i inne. Szulamy obrazków. Njalepsze byłyby akwarelki, które dołaczyłyby do innych, przywiezionych z wcześniejszych eskapad. Nie ma. I nie bedzie w całej Grecji !?
 
 

Wieś KITA
Dalszą podróż kierujemy do Pirgos Dirou. Po drodze niesamowite widoki powodują, że bardzo spowalniam wycieczke zatrzymujac sie czesto, żeby upamietnić je na zdjeciach. Mijamy wiele miejscowości, w których pojawia sie wiewle domow wiezowych. Co ciekawe nowe budynki wnoszone są w podobnym stylu. 

Posuwajac się kretymi drogami podziwiamy niesamowite widoki. Tu własnie czuc prawdziwy klimat Grecji. Miasteczka ze starymi kosciołami, domami oraz waskimi drogami na jedo auto. W jednej z miejscowości niesamowita sprawa - zabytkowy kosciólek co 50 m! 
 
 

zbiornik na deszczówke










Pirgos Dirou

U celu znajdujemy małe miasteczko, w którego centrum to jeden duży bazar z pamiatkami i bardzo mili ludzie. Zanabywamy conieco. Oczywiście obrazkow brak...
 
 

Spilia Dirou

Kierujemy się na jaskinie Dirou. Poczatkowo zastanawialismy się, czy warto. W pamieci pozostaje trzygodzinna kolejka do Lazurowej Groty na Capri i TYLKO 5 minutowa satysfakcja z pobytu w niesamowitym miejscu. Jednak na dziś musimy kończyc wycieczke ze wzgledu na póżna porę. Decydujemy sie na zwiedzanie jaskini jako mile zakonczenie bogatego we wrażenia dnia. Nie załujemy...

Wejscie to konieczność zakupu biletow w kwocie 12 Eu dorośli i 7 Eu dzieci.

Znajdujemy wreszcie obsługę i ruszamy do wejscia. Na poczatek kamizelki ratunkowe i kaski. Potem do podziemnej przystani dla łodzi. Cala trasa podzielona jest na dwa etapy. Pierwszy wodą. Jaskinia, dobrze oświetlona, pozwala na podziwianie sal i korytarzy, wypełnionych stalatytami i stalagmitami. Woda, czysta jak łza. Kaski bardzo sie przydają. Bardzo łatwo uderzyć głowa w skałe. Kamizeli na szczeście nie. Potem jeszcze spacer korytarzami. Cała wycieczka trwała około 50 minut. Zadna nie była stracona!

Szukamy jeszcze miejsca na spozycie kolacji. W drodze - reklamy pizzeri. Zatrzymujemy sie ale nie ma nikogo z obsługi. Ale nic to. Jeden z Greków przesiadujacych przy stoliku uspokaja i... dzwoni do własciciela. Dzieki jego uprzejmości mamy przepyszna pizze!
 


 

Zatrzymujemy sie jeszcze za jednym z miasteczek zeby skorzystać z widoków i cieplego morza. Zwiedzamy ruiny kosciółka i wracamy juz po zmroku do domku.
 
 


 
 


 

Gerolimenas

Trzecia wyprawa na Mani doprowadza nas do Gerolimenas. Urocze, małe to miasteczko powstało przy zatoce podobno właśnie w latach 70tych XIXw. Obecnie obfituje w restauracje przy nabrzeżu. Tam też sie udajemu. Ciekawe, że tutaj pojawiaja się niewidziane gdzie indziej ryby i inne owoce morza wystawione w gablotach z lodem. Nie decydujemy się - ceny sa zawrotne. Tu również zobaczyć można wielkie ilosci macek ośmiornic rozwieszonych na lańcuchach.
 
 
 
 


 


Nastenpy cel to Vatheia. 

Z ciekawostek - duch walki pozostał w mieszkańcach do dziś. Ponieważ nie można praktykować wendety - poszkodowane są znaki - wszystkie postrzelane! Na zdjeciu obok krówka dostała z dużego kalibru ale w uzyciu bywaly tez mniejsze pociski.

I jeszcze szalony kierwoca pikapa - niestety nie dal sie wyprzedzić a waga, którą zapomnial chyba zdjąc kręcila przesliczne piruety.
 
 












Vatheia

Niewielkie to miateczko słynie z kamiennych domów wiezowych. Powstały one tu jak i w innych miejscowościach na Mani ze wzgledów obronnych. Jesli jedna z rodzin obrazila lub usmierciła członka innej biciem w kościelne dzwony oglaszano krwawa zemste. Uwiklane w spór klany zamykaly sie w wiezach. Wojny trwaly całymi latami i obejmowały kolejne pokolenia. Zaopatrzenie wież nie nastreczałozadnych trudności. Kobiety nie uczestniczyly w walkach i mogły sie swobodnie przemieszczać. Walkę przerywano jedynie na czas zbiorów. Wendete kończyło jedynie całkowite zniszczenie przeciwnika lub jego pelna kapitulacja. Ostatnie takie zajścia miały miejsce we wsi Kita 1870 r. Połozyla im kres dopiero interwencja greckiej armi.
 

Dalsza droga prowdzi nas na sam kraniec półwyspu. Przy jednej z bocznych dróg niecodzienny widok - ule z pszczołami. Niby nic dziwnego ale sa to zestawy przenosne!


 
 

Gonimy jeszcze nasze dzielne traktorki na szczyty wzgórz. Gdy droga sie kończy na jej krańcu znajdujemy opuszczona wieś ze zrujnowanymi murkami granicznymi i domami, równiez wiezowymi.
 
 
 
 

Światynia Posejdona

Wracamy na główny szlak prowadzący nas do Światyni. 
 

O jej dawnej świetności świadcza nieliczne już ogromne skalne bloki, z których była zbudowana. Obecnie jednak to zaledwie jedno pomieszczenie i liczne ofiary w postaci alkoholu, oliwy i drobnych monet. Składaja je chyba żeglarze ku pomyslnosci podrozy, cumujący swoje lodzie nieopodal. 









 
 

Dalej drogi juz nie ma. W oddali majaczy jeszcze jakiś szlak w kierunku latarni morskiej ale na piesza wycieczkę z dziećmi to za daleko a dla naszych autek jednak niebezpiecznie. 

Zegnamy niesamowite widoki i rozpedzmy autka do powrotu.
 
 
 
 
 
 
 


poprzednia strona
powrót do wprowadzenia